Bardzo niewygodnym wagonem dojechaliśmy nocnym pociągiem do Bukaresztu.
Od Sofii szukałem gdzieś głupiego gniazdka, którym chciałem naładować rozładowaną komórkę i aparat na wyczerpaniu. Gniazdka nie znalazłem ani na dworcu w Sofii ani na każdym innym, gniazdka nie było też w jakimkolwiek wagonie bułgarskim, nawet w kuszetce, gdzie konduktor oznajmił mi, że w Bułgarii wagony są jeszcze drewniane (zastukał w ściankę) i tutaj prądu nie ma :F
Prąd znaleźliśmy dopiero w Bukareszcie. Zaskoczyliśmy się nowoczesnością dworca - mieliśmy nadzieję, że to miasto będzie bardziej cywilizowane od Bułgarii. Nadzieja była złudna.
Okolice dworca miejscami straszny syf. Ruiny, bieda, śmiecie i żule. Chcieliśmy jechać jeszcze nad Morze Czarne, ale daliśmy sobie spokój. Mieliśmy dość.
Zwiedziliśmy za to bardzo ładny park w Bukareszcie, naprawdę świetnie zadbany i wybajerowany do granic możliwości. Zobaczyliśmy także budynek parlamentu, jeden z największych budynków na świecie.
Na dworcu czekała jeszcze jedna ciekawa rzecz (przynajmniej dla mnie) - do Bukaresztu przyjechał słynny Orient Express, legendarny pociąg kursujący na trasie Paryż - Istambuł.
Wsiedliśmy w pociąg do Budapesztu - znowu niewygodne do spania "lotnicze" siedzenia...