Postanowilismy spedzic noc na jakims kempingu kolo Warny. Musielismy sie tam udac autobusem.
I tutaj zaczely sie schody - dworzec autobusowy byl jakies 3 km w linii prostej od kolejowego. Dworzec ten jest opanowany przez busiarzy - zwykle bez rozkladu, prawie nikt nie gawarisz po angielsku. Informacji jakiejkolwiek zero.
Komunikacja miejska podobno tez tam jezdzi - ale na zadnym przystanku nie bylo rozkladu, ani jakiejkolwiek informacji o sieci w miescie.
Wpadlismy po drodze do rock metal shopu, metal w japonkach tez nie wiedzial jak trafic inaczej, niz wlasnym samochodem na te kempingi. Dalismy sobie spokoj.
W Bulgarii wladaja samochody. Zwykle chodzi sie po ulicy umykajac przed samochodami, bo na chodniku jest parking. I wszyscy jezdza jak chca.
Poza tym, wszedzie, w kazdym miescie jakim bylismy dotad, jest pelno psow i kotow na ulicach. Potrafia sobie lezec na srodku ulicy. No i odkrylismy, ze "kici kici" jest uniwersalnym, swiatowym zawolaniem na koty. Pewnie to jedyne znane czlowiekowi slowo kociego jezyka.
Warna najlepiej wypada z miejscowosci w ktorych bylismy (piszemy to z Sofii). Warto tam pojechac - ale wynajac apartament i po calym dniu plazowania isc na miasto i spic sie (rada sprzedawcy-metala w japonkach).
Jedziemy nocnym do Sofii.